Recenzja (AFF): Waves (2019, reż. Trey Edward Shults)

Waves dzieli się na dwie klarowne połowy. Pierwsza to najbardziej wstrząsający film roku, który onieśmiela reżyserską maestrią, a druga to młodzieżowy komediodramat, który w końcówce tonie pod naporem taniego sentymentalizmu.

Pierwsza połówka to historia Tylera (Kevin Harrison jr.), ambitnego nastolatka brylującego w zapasach, co do którego ojciec ma niezwykle ogromne wymagania, do których chłopakowi trudno jest dorównać. Tyler nie jest postacią, do jakich nas przyzwyczaiło amerykańskie kino, naprawdę trudno go lubić. Jest przepełniony gniewem, pozbawiony empatii i myśli głównie tylko o sobie. Więcej zdradzić nie mogę, bo segment poświęcony jego historii trzyma w napięciu jak mało który film w tym roku i w swoim finale dogłębnie wstrząsa. Tutaj Shults czuje się jak w domu, pierwsza połówka Waves jest wyreżyserowana z taką samą intensywnością jak jego poprzedni film, To przychodzi po zmroku. Shults jak mało kto inny we współczesnym kinie potrafi pokazać ciemną stroną człowieczeństwa, pod względem wizualnej maestrii przypomina wręcz Paula Thomasa Andersona z czasów Magnolii (co najciekawsze Drew Daniels, operator filmu, odpowiadał również za zdjęcia do niektórych odcinków Euforii HBO, która mocno czerpała pod względem wizualnym z Magnolii). Nie jest w żadnym razie idealnie, już w pierwszej połowie zdarzyło się parę potknięć (tyrady Sterlinga K. Browna o dyskryminacji rasowej brzmią, jakby były wrzucone do filmu na siłę), ale do momentu zwrotu akcji Waves jest najprawdopodobniej najlepszym tegorocznym amerykańskim dramatem. Prawdziwe problemy zaczynają się, jak reżyser chce wprowadzić trochę światła do fatalistycznego świata tego filmu.

waves-taylor-russell

Bohaterką drugiej części filmu jest siostra Tylera Emily (Taylor Russel), musząca zmierzyć się emocjonalnie z konsekwencjami działań swojego brata, które doprowadziły do rozpoczęcia rozpadu ich rodziny. Tutaj Shults wyrusza na nieznane dla siebie wody i kręci lekki komediodramat o rodzinnych problemach oraz pierwszej młodzieńczej miłości. Spadek jakości jest zauważalny gołym okiem, jednak wątek romantyczny między dziewczyną a postacią graną przez Lucasa Hedgesa jest po prostu słodki i trudno mu odmówić uroku. Największy problem filmu tkwi w tym, że Shults nie miał kompletnie pomysłu, jak i kiedy to wszystko skończył, przez co zakończenie Waves idzie po linii najmniejszego oporu, kończąc film na ckliwej tanio sentymentalnej nucie, po której aż trudno uwierzyć, że całość została nakręcona przez tego samego reżysera. Przesłanie o potrzebie utrzymywania rodzinnych więzi w kryzysowych chwilach jest krzepiące, problem jednak leży w tanim wykonaniu.

Film nie jest bez szans na najbliższej gali oscarowej, zdjęcia Drew Danielsa oraz muzyka Trenta Reznora i Atticusa Rossa zasługują na laury. Szkoda, że całościowo Waves nie pokrywa obietnic, które składa. Naprawdę szkoda.

7 na 10

Gatunek: Dramat
Reżyseria: Trey Edward Shults
Scenariusz: Trey Edward Shults
Obsada: Kevin Harrison jr., Taylor Russell, Sterling K. Brown, 
Renée Elise Goldsberry, Alexa Demie, Lucas Hedges
Czas trwania: 135 minut

 

 

Dodaj komentarz

Create a website or blog at WordPress.com

Up ↑

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij