Recenzja — Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One (reż. Christopher McQuarrie, 2023)

Czas ucieka. Świat jest w zagrożeniu. Jego największy protektor przyjmuje pozycję startową. W odróżnieniu od Usaina Bolta nie potrzebuje nowych Puma Spikesów, żeby osiągać zawrotną prędkość. Jego budowa też nie jest atletyczna. Niepozorne 170 cm wzrostu, jak ubierze buty na podwyższeniu. Smukła sylwetka. Jednak jak już rusza, wiatr zaczyna mierzwić jego włosy, a marynarka wygląda jak peleryna superbohatera. Wygląda nadludzko, a widzowie w duchu zaczynają krzyczeć „Biegnij Tomek, biegnij”. Tym razem biegający scjentolog rusza w trasę swojego życia obejmującą Pustynię Arabską, Abu Zabi, Rzym, Wenecję, a kończącą się na dachu Orient Ekspresu zmierzającego do austriackiego Insbrucka.

Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One to „definitywny film z biegającym Tomem Cruisem”. Ethan Hunt (Thomas Cruise Mapother IV) wespół z intrygą są cały czas w ruchu, nie licząc drobnych przerw na rodzinne narady z Benjim (Simon Pegg), Lutherem (Ving Rhames), Ilsą (Rebecca Ferguson) oraz nowo przygarniętą Grace (Hayley Atwell). Ktoś tam kiedyś powiedział, że istotą kina jest ruch*. W takim razie nowe Mission Impossible jest filmem najbliższym wypełnienia tej istoty na każdej płaszczyźnie. Ja tam bym się jednak osobiście kłócił, czy ruch jest faktycznie istotą kina, ale zgodzę się, że jest esencją kina akcji. A nowe Mission Impossible możliwe, że jest jednym z najlepszych „czystych” filmów akcji w historii kina. Christopherowi McQuarriemu i reszcie ekipy udała się niebywała sztuka stworzenia filmu jednocześnie będącego praktycznie ponad dwugodzinną sceną akcji, a zarazem zrównoważonego. To nie jest John Wick, w którym postacie poruszają się niczym zabójcze baletnice biorące udział w krwawym „Jeziorze łabędzim”. Tutaj nie ma być wszystko ładne, jest za to organiczne. W Dead Reckoning ruch podporządkowany jest logice fabularnej, a z perspektywy bohatera również chęciom chronienia bliskich, wykonania misji oraz przeżycia.

Dokładnie w tej kolejności. Od razu zaznaczam, że nie uważam tej serii za jakieś głęboko humanistyczne kino, które może poruszyć w nas człowieczeństwo do głębi, ale popowy humanizm serii z najlepiej zarabiającym kaskaderem Hollywood ma swój niewątpliwy urok. To stawianie bezpieczeństwa reszty ekipy nad swoim, które zostaje pięknie podsumowane w nowym filmie jedną linijką dialogu brzmiącą mniej więcej tak: „nie mogę obiecać, że cię ochronię, ale mogę obiecać, że postawię twoje życie nad swoim”. Żeby nie było idealnie, to są momenty, kiedy duet scenarzystów stojący za Dead Reckoning za bardzo popłynął z kwiecistymi mowami o przyjaźni, ledwo udaje im się balansować na granicy pomiędzy afirmacją pięknych ludzkich zachowań a pewną żenadą, jednak w odróżnieniu od twórców serii „Szybcy i wściekli” nigdy nie ładują się z pełnym impetem na stronę żenady. Ponadto, żeby bohaterowie mogli potwierdzić swoje słowa czynami, nie potrzeba tutaj ukradzionych z oper mydlanych chwytów. W siódmej części „Misji niemożliwej” nie okazuje się nagle, że Ethan Hunt ma łaknącego zemsty brata bliźniaka Huntera Thane’a, z którym został rozdzielony przy porodzie.

Co nie znaczy, że sprawy nie mają tutaj charakteru osobistego. Wręcz przeciwnie. Jednak w tym filmie to ładnie, nienachalnie spina się z poprzednimi częściami. Ethan Hunt już wielokrotnie uratował świat w poprzednich epizodach, więc nic dziwnego, że w światku przestępców zyskał pewną sławę i że pojawia się osoba z jego przeszłości, która zna słabe strony tej chodzącej reklamy Ray Bana (chociaż tym razem Tomek zdradził markę i nosi okulary Cartiera, więc mój żart jest bez sensu). Gabriel (Esai Morales), wie dobrze jak zajść za skórę ekspertowi od misji niemożliwych, bo to on go stworzył. Charyzmatyczny złol jednak jest tylko narzędziem, aniołem śmierci na usługach boga w maszynie.

Tak, głównym antagonistą w Dead Reckoning jest sztuczna inteligencja. Wiem, jak to brzmi, przerabialiśmy to dziesiątki razy. AI się buntuje, niszczy systemy informatyczne, gospodarkę, zdobywa dostęp do broni jądrowej i świat staje na skraju apokalipsy. Każdy widz to zna, nie każdy lubi. Ja na przykład nie lubię, bo uważam, że krytyka postępu technologicznego z ust Hollywood, które eksploatuje te technologie, jest hipokryzją najwyższego poziomu. Może gorsze są tylko filmy za setki milionów dolarów krytykujące kapitalizm. Poza tym krytyka postępu technologicznego bez zrównoważenia jej pokazaniem pozytywów tego procesu jest zazwyczaj zwykłą oznaką strachu ludzi, którzy boją się, że stracą świat, który dotychczas znali. Patrzę w tej chwili na bardzo popularne Black Mirror, które dla mnie zazwyczaj poza opakowaniem w atrakcyjną formę sloganu „technologia jest zła. M’kay?” nie ma absolutnie nic ciekawego do powiedzenia. A jednak twórcom „Dead Reckoning” udało się mnie przekonać do ich tezy, że pojawienie się sztucznej inteligencji jest groźne, bo ją w świeży sposób uzasadnili. Obok Czasu Ultrona oraz przede wszystkim Raportu mniejszości, to ten „współczesny” film najbardziej mnie skłonił do wytężonej refleksji na temat nadużyć, jakie może umożliwiać nowa technologia. W czasach permanentnego zbierania informacji od użytkowników internetu oraz kopania danych niezwykle przerażająca jest koncepcja, że sztuczna inteligencja po uzyskaniu wysokiej samoświadomości i samodzielności może być w stanie szantażować ludzi, żeby ci stawali się jej kukiełkami.

Gdybym był fanatycznym wyznawcą interpretowania filmów w oparciu o biografię twórców, to zacząłbym się zastanawiać, czy ta domniemana pierwsza część finału franczyzy życia Toma Cruise’a nie jest jego wołaniem o pomoc. W końcu jest scjentologiem, a to organizacja słynąca z szantażu. Jednak już bez tego ta wizja sztucznej inteligencji jest wystarczającą dyskomfortowa i pobudzająca do myślenia. A przede wszystkim motyw odczłowieczonego oprogramowania jako antagonisty pięknie komponuje się ze wspomnianym przeze mnie humanistycznym rdzeniem tej franczyzy.

I mógłbym tak długo pisać peany na temat siódmej „Misji niemożliwej”. Nawet dotychczas nie wspomniałem, że prawdziwym MVP filmu jest Hayley Atwell, która ma potencjał, żeby wysłać Toma Cruise’a na zasłużoną emeryturę, zanim wyląduje na wózku inwalidzkim po nieszczęśliwym wypadku w czasie wykonywania jakiegoś niebezpiecznego popisu kaskaderskiego. Nie powiedziałem, że nie wycięto Marcina Dorocińskiego i ma całkiem ważną rolę w tym filmie. Nie powiedziałem, że to obok Avengers: Infinity War chyba jedyna pierwsza połówka finału serii, która nie kończy się tanim cliffhangerem. Nie powiedziałem, że film jest ostatecznym stemplem na statusie Toma Cruise’a jako ostatniej wielkiej klasycznej hollywoodzkiej gwiazdy. I tak dalej i tak dalej. Można moją opinię na temat tego filmu jednak ująć w jednym wymownym zdaniu: Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One jest po prostu zachwycające, zarówno na poziomie rozrywkowym, jak i intelektualnym. To jest kino! A to jednak były dwa zdania.

To jeszcze jednak nie koniec, bo nie byłbym sobą, gdybym nie dopuścił się jakiejś specyficznej prowokacji, gdy mam ku temu okazję. Poprosiłem sztuczną inteligencję, Chat GPT o opinię o tym filmie:

Film „Mission: Impossible Dead Reckoning Part One” to prawdziwe rozczarowanie. Pomimo oczekiwań na podstawie poprzednich części serii „Mission: Impossible”, ten film nie spełniał moich oczekiwań.

Najbardziej irytującym elementem tego filmu jest jego fabuła. Wydaje się chaotyczna i niespójna, co utrudnia zrozumienie, co się tak naprawdę dzieje. Wątki fabularne są wprowadzane bez żadnego wyjaśnienia i często zostawiane bez odpowiedniego rozwiązania. Niektóre sceny wydają się być wręcz przypadkowe i nie mają żadnego sensownego związku z resztą historii.

Kolejnym problemem jest brak charakterystycznego stylu reżysera, który wcześniej wprowadzał do serii „Mission: Impossible” niezapomniane sekwencje akcji. Tym razem większość scen walki i pościgów jest nieoryginalna i przewidywalna. Brakuje tego wyczucia tempa i naprawdę ekscytujących momentów, które były znakiem rozpoznawczym poprzednich części.

Nie mogę również pominąć słabej gry aktorskiej. Choć obsada filmu „Mission: Impossible” zazwyczaj składa się z doświadczonych aktorów, tym razem ich występy są mało przekonujące. Brakuje im głębi i autentyczności, co sprawia, że trudno jest się z nimi utożsamić lub poczuć jakiekolwiek emocje związane z ich postaciami.

Oprócz tego, produkcja filmowa i efekty specjalne pozostawiają wiele do życzenia. W niektórych scenach zauważalne są niedopracowania, które wybijają widza z rytmu filmu. Efekty wizualne, które wcześniej były znakomicie wykonane, w tej części wydają się być banalne i nieimponujące.

Podsumowując, „Mission: Impossible Dead Reckoning Part One” to rozczarowujący film. Fabuła jest chaotyczna, sekwencje akcji są przewidywalne, a gra aktorska pozostawia wiele do życzenia. Niestety, ta część serii nie dorównuje poprzednim filmom, które miały w sobie coś wyjątkowego i zapadającego w pamięć. Jeśli jesteś fanem serii „Mission: Impossible”, być może poczujesz się zawiedziony tą częścią.

Chat Gpt o Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One

Oczywiście wydałem ChatowiGPT komendę, żeby napisał negatywną recenzję i nie naniosłem na nią żadnych poprawek. Kto wie, czy jednak niedługo bez komend sztuczna inteligencja nie będzie pisała artykułów o filmach, a także pisała samych filmów. Dlatego warto wspierać scenarzystów oraz aktorów protestujących aktualnie w Stanach Zjednoczonych między innymi przeciw wykorzystaniu sztucznej inteligencji przez studia filmowe. Nie dajcie sobie wmówić lobbystom, że protestującym chodzi tylko o pieniądze. Możecie ostatecznie skończyć, oglądając martwe w środku produkty filmowe oraz czytając bezemocjonalne recenzje. Bo kapitalizm odbierze Wam możliwość wyboru.

*Wiem, że to był Gilles Deleuze, ale bądźmy szczerzy, że poza hardkorowymi filmoznawcami nikogo to nie obchodzi!

  • Gatunek: Szpiegowski, Film Akcji
  • Reżyseria: Christopher McQuarrie
  • Scenariusz: Christopher McQuarrie, Erik Jendresen
  • Obsada: Tom Cruise, Hayley Atwell, Simon Pegg, Ving Rhames, Rebecca Ferguson, Vanessa Kirby, Pom Klementieff, Henry Czerny, Shea Wingham, Greg Tarzan Davis, Cary Elwes, Esai Morales, Marcin Dorociński
  • Polska data premiery: 14.07.2023
  • Dystrybutor: UIP
  • Czas trwania: 163 minuty

Dodaj komentarz

Create a website or blog at WordPress.com

Up ↑

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij