Recenzja: Barbie (reż. Greta Gerwig, 2023)

Pamiętam, gdy pierwotnie zapowiedziano film aktorski o Barbie. Wtedy jeszcze w rolę kultowej lalki miała wcielić się Amy Schumer, co spotkało się z niewybrednymi mizoginistycznymi komentarzami na temat jej prezencji ze strony komentujących w internecie, nie tylko mężczyzn. Mimo że nie jestem fanem talentu komediowego kuzynki słynnego demokratycznego senatora z Nowego Jorku, to wtedy pomysł jej obsadzenia był jedyną iskierką nadziei, że Barbie będzie czymś więcej niż zwykłym skokiem na kasę. Gdy do projektu została zaangażowana odpowiedzialna, chociażby za Lady Bird, Greta Gerwig, to nadzieja zrobiła się już całkiem spora. Ale efekt finalny przerósł moje oczekiwania. Barbie pod względem wpływu kulturowego będzie jednym z najważniejszych filmów ostatnich lat. Niecodziennie, a właściwie nigdy, widzi się jadąc na przedpołudniowy seans tabuny ubranych na różowo kobiet demonstrujących, że właśnie jadą na ten film. Poza filmami Marvela i Gwiezdnymi Wojnami rzadko słyszy się w naszych salach kinowych żywe reakcje na seans i oklaski tuż po nim. Po seansie praktycznie nigdy nie widzi się łez na twarzach widzów, a tutaj na twarzach widzek widziałem szczere łzy. Dzięki temu wiem, że ten film może naprawdę dużo znaczyć dla kogoś, szczególnie dla kobiet. I bardzo się cieszę, że bardzo dużo może znaczyć tak kreatywny, inteligentny oraz rozrywkowy film.

W 2017 roku Wonder Woman dała kobietom afirmację ich siły tkwiącej w kobiecości, teraz Barbie jest afirmacją kobiecej niedoskonałości oraz różnorodności. Trudno się było tego spodziewać po filmie, którego „materiałem źródłowym” jest ikoniczna blondwłosa lalka z długimi nogami, będąca raczej dla dojrzewających dziewczynek częściej powodem narastających kompleksów, niż jakiejkolwiek afirmacji ich wyglądu. Greta Gerwig jest tego świadoma. Zaczyna film od pompatycznych haseł wieszczących, jakoby lalka Barbie miałaby być jakąś ikoną feminizmu, która zmieniła świat. Szybko okazuje się to ironią.

Barbie (Margot Robbie) żyje w różowiutkim plastikowym świecie będącym czymś na kształt matriarchatu, a właściwie odwróconego skrajnego patriarchatu. Rządzą tam lalki Barbie, a mężczyźni o imieniu Ken (i jeden Allan — w tej roli legendarny Scott Pilgrim, czyli Michael Cera) są właściwie dodatkiem dla kobiet. Jak zostało już ujawnione w kampanii reklamowej filmu historia jest oparta na starym, jak świat motywie. W pewnym momencie Stereotypowa Barbie (taki w filmie przydomek ma główna bohaterka, to jej „branding”) decyduje się na podróż do „prawdziwego świata” a „jej” Ken (Ryan Gosling) wybiera się z nią na doczepkę. Gdy już Barbie dociera do „naszego świata” szybko zderza się ze ścianą, z którą musi mierzyć się sporo kobiet. Staje się między innymi obiektem niewybrednych aluzji seksualnych (tak, ten film nie jest do końca dla dzieci).

Ta podróż to jednak tylko połowa filmu, a druga połówka została skrzętnie zamaskowana w kampanii marketingowej. I bardzo dobrze, bo to nie tylko świetna niespodzianka, ale przy okazji uniknęliśmy przed premierą żenującej gównoburzy ze strony środowisk redpilowych i ogólnie mizoginistycznych. Niespodzianki nie będę zdradzał, jednak trudno ująć inteligencję tej opowieści bez zdradzenia, czemu Barbie decyduje się opuścić bajkowy Barbieland i udać się do szarej ludzkiej rzeczywistość. Ano, Barbie zaczyna odczuwać lęki egzystencjalne, a jej ciało zaczyna się zmieniać, pojawia się na jej ciele pierwszy cellulit, a jej stopy przestają idealnie leżeć w szpilkach.

Gerwig adaptując tę kultową markę, wyczuła okazję do opowiedzenia historii, chociażby o nieosiągalnych standardach piękna, a przede wszystkim o piętnie patriarchatu. Barbie jest właśnie głównie satyrą na patriarchat. Satyrą popkulturową, odpowiednio uproszczoną, bo to jednak film rozrywkowy, ale bardzo trafną. To nie jest film z gatunku „patriarchat jest be, bo kobiety są krzywdzone”. To film, który bardzo trafnie pokazuje, że ten system społeczny krzywdzi wszystkich, zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Po premierze filmu pojawiło się sporo pretensji o przedstawianie w nim mężczyzn oczywiście ze strony samych panów. Ken jest słodkim głupkiem, który głównie pręży muskuły i zabiega o atencję swojej dziewczyny. Po pierwsze panowie, kobiety przez dziesiątki lat w kinie popularnym były zazwyczaj słodkimi idiotkami, ofiarami do ratowania i służyły wasze przyjemności wzrokowej. Kobiety przyjmowały te ciosy setki razy, my też raz go możemy przyjąć. Po drugie Ken mimo wszystko jest w tym filmie ofiarą. Ofiarą kobiety, której nie obchodzą jego potrzeby i która jest tak próżna, że nie zwraca praktycznie na niego uwagi. A także ofiarą systemu patriarchalnego, w którym faceci często czują się niewystarczający dla swoich partnerek, czego efektem jest wysilony maczyzm i inne toksyczne zachowania. 

Mimo że to film „kobiecy”, to jego prawdziwą gwiazdą właśnie jest Ryan Gosling, który nie tylko ma świetne wyczucie komediowe, ale potrafi przede wszystkim zagrać targające Kenem subtelniejsze emocje tkwiące za jego pozą wysilenie fajnego gościa. To perfekcyjny casting, bo Gosling dekadę temu stał się swego rodzaju symbolem męskiej toksyczności ukrytej za maską wrażliwego gościa po roli w kultowym Drive. Stał się też niestety niewłaściwym wzorem dla tabunu internetowych „wrażliwców”. Ken to obok Kierowcy definitywna rola gwiazdy Pamiętnika, która ma poważne szanse na uhonorowanie statuetką Oscara, a przynajmniej nominacja wydaje się praktycznie pewna.

Margot Robbie natomiast wizualnie jest wręcz uosobieniem klasycznej lalki Barbie. Gerwig jednak nie ocenia tego wariantu kobiecości, nie wartościuje ogólnie wariantów kobiecości. Równie dużą wartość w tej historii i treści z niej płynącej ma figura matki bawiącej się lalką w prawdziwym świecie, w której roli została symbolicznie obsadzona America Ferrera znana głównie z roli Brzyduli Betty.

Co jednak najważniejsze te treści, o których wspomniałem, są opakowane w naprawdę dobrze pomyślaną formę. Barbie jest uroczo kiczowate, slapstickowe, kolorowe, samoświadome, ale jest takie po coś, a nie tylko, bo reżyserka dostała wolną rękę. A w filmie zdecydowanie nie czuć ani trochę uścisku Mattela i Warnera. Gerwig nie tylko z przekąsem żartuje z kapitalizmu Mattela i ich ładnych hasełek o emancypacji kobiet wypowiadanych ustami w pełni męskiej rady nadzorczej, ale także słusznie sprowadza Ligę Sprawiedliwość Zacka Snydera do symbolu toksycznej męskości. W Barbie jest dużo tego wszystkiego, dużo nawiązań, fikołków stylistycznych, ale nigdy nie miałem wrażenia, że Gerwig wraz z Baumbachem rzucali kolejnymi pomysłami niczym obślinionymi kulkami z nabazgranymi chwytliwymi hasełkami w ścianę i sprawdzali, co się przylepi. Ten film jest o wiele spójniejszy niż większość podobnych popkulturowych eksperymentów, z Deadpoolem na czele. Faktycznie widać w Barbie spełnioną obietnicą reżyserki, że miała to być próba nakręcenia filmu „autentycznie sztucznego” w stylu legendarnych Czerwonych trzewików oraz Parasolek z Cherbourga. Nie mówię, że to film podobny do tamtych pod względem artystycznym, ale ma w sobie podobnego ducha. To film nie tylko zabawny, ale właśnie również inteligentny oraz trochę emocjonalny.

Może nie idealny, bo jednak kończy się co najmniej trzy razy, brakuje w nim zgrabnej klamry, która spięłaby wszystkie wątki jedną kulminacją, ale ostatnia scena jest mocarna pod względem znaczeniowym i komicznym. Kobiety dostają coś na kształt swojego „I am Iron Man”. A ja mimo pewnych braków jestem pewien, że kino wygrało. Od dawna byłem sceptycznie nastawiony do tez, że przeżycie kinowe umrze, a teraz jestem pewien, że słusznie.

PS Dodatkowym drobnym minusem jest brak jakiegokolwiek żartu nawiązującego do Klausa Barbie. Wyścig szczurów jakoś dał radę kiedyś połączyć te kropki!

Gatunek: Komedia

Reżyseria: Greta Gerwig

Scenariusz: Greta Gerwig, Noah Baumbach

Obsada: Margot Robbie, Ryan Gosling, America Ferrera, Simu Liu, Ariana Greenblatt, Michael Cera, Helen Miren, Will Ferrell

Dystrybutor: Warner Bros. Polska

Data premiery: 21.07.2023

Czas trwania: 114 minut

Dodaj komentarz

Create a website or blog at WordPress.com

Up ↑

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij